„Jak wiadomo, smoków nie ma. Prymitywna ta konstatacja
wystarczy może umysłowi prostackiemu, ale nie nauce, ponieważ Wyższa Szkoła
Neantyczna tym, co istnieje, wcale się nie zajmuje; banalność istnienia została
już udowodniona zbyt dawno, by warto jej poświęcać choćby jeszcze jedno
słowo".
Ten cytat z „Cyberiady" Stanisława Lema doskonale
pasuje do literatury fantasy, której postacie nie należą do bytów realnych.
Jednak motywacje, dla których powstają kolejne książki tego gatunku są krańcowo
odmienne od tezy, postawionej na wstępie przez Stanisława Lema.
Chociaż z wielkim żalem przyznaję, że nie było mi dane
pobierać nauk w Wyższej Szkole Neantycznej i musiałem zadowolić się ciekawą i
ważną, ale dość utylitarną edukacją w uczelni technicznej, to jednak inspiracje
jakie płyną ze studiowania niebytu są mi szczególnie bliskie.
Tym razem nie będzie jednak o nicości, która znalazła się w
punkcie uwagi bohatera „Logiki Uniwersum”, ale o ewolucji nieistniejących
światów literatury fantasy.
Gdyby próbować umiejscowić czasowo świat wykreowany
wyobraźnią Tolkiena i Sapkowskiego, to znalazłby się on gdzieś pomiędzy
starożytnością a średniowieczem. W takim otoczeniu rozgrywa się tam akcja, a
postaciom ludzkim towarzyszą istoty tak niezwykłe jak elfy, krasnoludy, czy
wreszcie tytułowe smoki.
Wyobraźmy sobie jednak, jak zapewne rozważaliby studenci
Wyższej Szkoły Neantycznej, że taki świat istnieje i rozwija się zgodnie ze
znanymi nam regułami ewolucji cywilizacyjnej. W którymś momencie nastaje epoka
Oświecenia, a po niej następuje rewolucja przemysłowa. Zaczyna funkcjonować
świat taki, z jakim my mamy do czynienia na co dzień.
Jakie miejsce zajęłyby w takim świecie te wszystkie
niezwykłe istoty, oczywiście ze smokiem na czele? O ile różny byłby taki świat
od tego, w którym my żyjemy?
Spróbowałem
podjąć się udzielenia odpowiedzi na te pytania i w ten sposób powstała
mikropowieść „Fantasy" z tomu „Logika Uniwersum".