„Kosmokrator ma 107 m długości i około 10 m średnicy w
najszerszym miejscu. Składa się z dwu wrzecionowatych korpusów, włożonych jeden
w drugi. Zewnętrzny korpus nadaje statkowi odporność i stanowi osłonę
aerodynamiczną, wewnętrzny zaś, podzielony na dwa pokłady, górny i dolny,
zawiera pomieszczenie ładunkowe, kabiny mieszkalne, urządzenia kierownicze i
silnik.” - tak wyobrażał sobie statek kosmiczny Stanisław Lem, publikując w
1951 roku swoją pierwszą powieść „Astronauci”. Moim ulubionym fragmentem,
opisującym rakietę jest jednak następujący: „Mijali magazyny żywnościowe. W
półmroku widniały beczki i stosy skrzyń, paki z konserwami, worki z mąką i
zbożem. W następnej grozi znajdowały się lekarstwa, rozmaite chemikalia i
aparaty. W chłodni leżały warstwy mrożonego mięsa, jarzyn, owoców.”
Podobnie, jak w wydanych w 1968 roku „Opowieściach
o pilocie Pirxie”, statek kosmiczny Lema najbardziej przypomina, w tych wczesnych
książkach, oceaniczny okręt. Wizja podróży kosmicznych u pisarza ewoluowała w
kolejnych latach, na co wpływ miały zarówno odbywające się pierwsze loty
kosmiczne, jak i rozwój nauki i techniki. W ostatniej powieści z 1986 roku
zatytułowanej „Fiasko” statek kosmiczny wyglądał już całkiem inaczej.
„Statek, gdy oglądany w locie z dali, przypominał długą,
białą gąsienicę o kulisto wypukłych segmentach, i to gąsienicę skrzydlatą, gdyż
z jej boków wychodziły płaty, zakończone kadłubami hydroturbin. Łeb
„Eurydyki", spłaszczony, okalały jak czułki czy żuwaczki kolce mnóstwa
anten. Kuliste człony, złączone z sobą krótkimi cylindrami trzydziestometrowej
średnicy, sprzęgał i usztywniał podwójny kil wewnętrzny, gdy kosmiczny okręt
przyspieszał, szedł pełnym chodem lub hamował. Silniki, zwane hydroturbinami, w
istocie były termonuklearnymi reaktorami typu strumieniopływowego, a za paliwo
służył im wodór wysokiej próżni.”
Kosmokrator wyruszył na swoją pierwszą wyprawę w 2006 roku,
zaś Eurydyka sto kilkadziesiąt lat później. To fikcja literacka, a jaka jest
rzeczywistość?
Załogowe loty kosmiczne rozpoczęły się 12 kwietnia 1961 roku
lotem Jurija Gagarina na statku Wostok 1. Później w ramach programu Apollo
człowiek dotarł na Księżyc. Kolejne lata przyniosły spektakularny program
wahadłowców kosmicznych. Wydawało się, że wreszcie nadchodzi era kosmiczna, a
loty pozaziemskie staną się rutyną i codziennością. Dwie katastrofy promów
pokazały jednak, jak złudne jest to przekonanie. Przez ostatnie dziewięć lat
załogowe loty orbitalne były wykonywane przez rosyjskie statki Sojuz, których
konstrukcja pochodzi z lat siedemdziesiątych XX wieku i podobne do nich statki
chińskie.
Najbliższe dnie przyniosą wreszcie nowość. Na dziś planowany
jest start rakiety Falcon 9 z załogowym modułem Crew Dragon i dwoma
astronautami na pokładzie. Co istotne, całość jest produktem komercyjnej firmy
SpaceX.
Nie sposób nie doceniać postępu technicznego, widocznego
przede wszystkim w dążeniu do uzyskania możliwości wielokrotnego użytku rakiety
nośnej i modułu orbitalnego, co jest cechą Falcona 9 i Dragona, ale
jednocześnie w oczy rzuca się podobieństwo do rozwiązań programu Apollo. Po
ponad sześćdziesięciu latach rozwoju techniki kosmicznej wciąż sprawia ona
wrażenie ledwie raczkującej.
Może więc
rację mają sceptycy, którzy twierdzą, że w dającej się przewidzieć przyszłości
Kosmos pozostanie niedostępny dla człowieka, a kosmoloty opisywane w
literaturze s-f, w tym również i ten z „PUSTEJ ZIEMI”, pozostaną na zawsze
produktem wyobraźni pisarzy.